niedziela, 30 maja 2010

Morze


Trondheim

Chyba jestem już gotowa na napisanie posta o morzu, a przygotowała mnie do tego ostatnio przeczytana książka, o której trochę później*. Przez wiele lat utwierdzona byłam w przekonaniu, że większym uczuciem obdarzam góry niż morze. Zdecydowanie częściej też w nie jeździłam. Wysiłek włożony w wędrówki dawał spełnienie i satysfakcję w postaci niezwykłych widoków, smakowania wiatru i przestrzeni, no i - nie ukrywajmy-zadowolenia z siebie. Morze natomiast kojarzyło mi się z leżeniem na plaży (nie znoszę! ), gorącem (nie wytrzymuję!), trochę klejącymi się tłumami ludzi (to już w ogóle nie dla mnie), topiącymi się lodami, ciepłymi gazowanymi napojami i innymi przyjemnościami, których zwyczajnie nie rozumiem i nie lubię. Prawda jest też taka, że w czasach kiedy uparcie twierdziłam, że nie lubię morza miałam do czynienia z polskimi najbardziej turystycznymi plażami w szczycie sezonu i tymi typowo komercyjnymi nad Adriatykiem.

Ale (na szczęście!) zaczęły się pojawiać książki i filmy, które pokazały mi zupełnie inną twarz, inny charakter morza. Te tytuły to taka moja kolejna dziwna kolekcja, którą staram się pielęgnować, często do niej wracać i przede wszystkim ją poszerzać.

W tych książkach i filmach odkryłam morze, które uczy człowieka pokory, ciężkiej pracy i absolutnego szacunku dla natury i jej potęgi. Odkryłam tu morze chłodne, surowe, tajemnicze, ale dające ukojenie i spełnienie w samotności:

  • *"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" M.A.Shaffer i A. Barrows - już dawno nie czytałam tak mądrej i kojącej książki napisanej prostymi słowami, o których na co dzień zapominamy.
  • "Kroniki Portowe" A. Proulx - w filmie i książce najbardziej zauroczyła mnie historia przeciągniętego po brzegu morza domu z dwoma kominami (widać na okładce książki).Dwa lata temu zatrzymaliśmy się pod Trondheim, szukaliśmy miejsca na rozbicie namiotów. Ugościła nas wtedy wspaniała rodzina w 150 letnim domu. Wieczorem w białej kuchni piliśmy mleko, jedliśmy ciepły chleb posmarowany domowym dżemem. Rano zobaczyłam, że dom ma dwa kominy. Wyciągnęłam z plecaka czytane wtedy "Kroniki portowe" i wszystko zrozumiałam:)



Drugi komin niestety słabo widoczny....
  • "List w butelce" - babski film z Kevinem Costnerem...Jak już pojawia się po raz kolejny zwiastun tego filmu w telewizji widzę tylko zrezygnowany wzrok mojego dzielnego męża, który wie, że wytoczę tabuny argumentów, żeby obejrzeć go po raz kolejny....
  • "Fortepian" J. Campion, K. Pullinger - wielki film, dobra książka, a muzyka z filmu.......tego żadne słowo nie opisze.
  • "Lawendowe wzgórze" - ciepły film, piękny i dobry ze wspaniałymi angielskimi aktorkami
  • "Ondine" - poszłam do kina z lękiem, bo otoczka tabloidowa tego filmu trochę mnie od niego odrzucała. A zobaczyłam dobre europejskie kino z malarskimi zdjęciami i rewelacyjną muzyką (chyba islandzkiego zespołu). Polecam.

W tych książkach i filmach poznałam ludzi o pięknych i niezwykle mądrych twarzach. Ludzi dobrych,pogodzonych z życiem, mocno stąpających po ziemi, ale jednocześnie wrażliwych. Ludzi z gładką skórą i suchymi od wiatru jasnymi włosami. Ludzi zdrowych. Ludzi w naprawdę głębokich relacjach z innymi, chociaż bez skłonności do afiszowania się z tym. I mam przeczucie, że to życie w pobliżu morza uczyniło ich takimi. Zafascynował mnie ten świat poznany tylko za pośrednictwem książek, filmów, muzyki... ale nie wątpiłam w to, że tak może być też naprawdę. Utwierdziło mnie w tym dwa tygodnie w nadmorskim mieście Trondheim.


Trondheim

***

Uwielbiam wyszlifowane przez morze szkło i kamienie. Ale przede wszystkim drewno. Zapach, dotyk i ten kolor.




Polecam blog Gundam - kompozycje i rzeczy (aniołki!) wykonane przez tą kobietę są niezwykłe i piękne. Jeśli chodzi o driftwood, czyli drewno wyszlifowane przez morze zachęcam do obejrzenia rzeźb Matt'a Torrens'a, albo po prostu wpisanie "driftwood" w google grafika, żeby zobaczyć , jakie dzieła sztuki może zrobić człowiek współpracujący z naturą.

Moje wyszlifowane drewienka trzymam zazwyczaj w szklanych prostych wazonach i pojemnikach - razem z kamieniami i muszlami tworzą surowe, chłodne kompozycje.









Znalazłam kiedyś w jakimś "tanim" sklepie szklane okrągłe kamyczki przypominające wyszlifowane przez morze szkło. Po jednym zdobiłam je białą konturówką do szkła. Później przykleiłam na czarną bambusową podkładkę. Teraz cała kompozycja czeka na oprawienie w ramę skrzynkową.






Ponadto lubię chłodne połączenie bieli, niebieskiego z akcentem czerwieni. Lubię długie kurtki z kapturem i parciane sznurki. Tkaniny w delikatne biało-niebieskie paski i widok latarni morskiej na horyzoncie. Pobielone deski na ścianach i kontrastujące z nimi ciepło wysłużonego drewna. Lubię morze, które wymaga od człowieka; morze zimne i wietrzne.








Póki co to tyle o morzu. Dobrze zrobiły mi te wspomnienia. Za oknem pada i wieje. Nie potrzebuję ciepłego piasku pod nogami, prażącego słońca. Po prostu chciałabym odpocząć chodząc po plaży zakuta w ciepłe ubrania.

pozdrawiam!

środa, 26 maja 2010

Mieszanka



Jeśli chodzi o blog to częściej mam czas na myślenie o tym co chciałbym napisać niż na samą realizację. Skompletowane w głowie fotografie uzupełnione tekstem zostają jednak tylko blogowym marzeniem. Rzeczywistość jest taka, że jak już pojawia się czas to zamiast postu prezentuję swoistą mieszankę, żeby nie napisać mieszaninę. Dzisiaj serwuję kolejny postowy (ale nie postny:) keks. Różności z ostatniego czasu. Dla waszego, ale i własnego dobra posłużę się tym razem punktami:

1. Hand - made, czyli kilka wytworów, które wyszły spod mojej ręki w czasie ostatnich pochmurnych dni:


Kosmetyczka - docelowo czerwone koraliki mają być przyszyte


Filcowe korale wykonane na krótkich, ale fantastycznych warsztatach.


Niewielki gałązkowy wianek - szybki imieninowy prezent wykonany przed pracą:)

2. Zdobycze, czyli z czym wróciłam z małego targu


Kielich? Pucharek? czy to ważne?! ważne, że przykuł od razu moją uwagę i kosztowało to tylko 3 zł.




3. Podziękowanie - Lutajka z Kuźni Pomysłów zaprosiła mnie do zabawy "10 zdjęcie", co sprawiło mi ogromną radość, ale i zobowiązanie, bo sama muszę też kogoś zaprosić. Pozwólcie, że najpierw znajdę zdjęcie (co nie będzie łatwe), a potem zaproponuję to trudne, ale zabawne zadanie innym szczęśliwcom. Krótko mówiąc - proszę o cierpliwość:)

Miał być jeszcze jeden punkt - o morzu, ale po przeanalizowaniu stwierdziłam, że to właśnie będzie jeden z tych upragnionych, uporządkowanych postów, z których w idealistycznej wizji miał się składać ten blog.

A dziś jeszcze składam życzenia tym, które wykonują najpiękniejszy i najtrudniejszy zawód na świecie, zawód nierozerwalny z powołaniem - wszystkim MAMOM wszystkiego najwspanialszego. Mojej mamie i mamie mojego męża złożę życzenia dziś osobiście, a tutaj chciałam złożyć przede wszystkim życzenia PRZYSZŁYM i MŁODYM MAMOM, bo niestety żyjemy w państwie, które nie rozumie, że to w nas jest nadzieja i rozwój.



niedziela, 16 maja 2010

Opakowania, czyli drugie życie resztek

Wielką radość daje mi dawanie prezentów. Ich pakowanie także. I bardzo często staram się wykorzystywać do pakowania różne resztki, skrawki, stare pudełka, ścinki papierów i tkanin, dziwne elementy, które dostaję od innych jak po urodzinach wyrzucają zwiędnięte już kwiaty. Robiąc wirtualny porządek we folderach ze zdjęciami znalazłam kilka opakowań, w których później wędrowały do kogoś prezenty.

Bardzo praktyczne są woreczki (tudzież wory, bo jeden na bagażnik samochodowy robiłam ze satynowej poszwy na kołdrę...) - mieszczą niekształtne pokraki niedające się zapakować w papier.
Woreczki często szyję z ...


...firanek i innych przezroczystych materiałów


... resztek materiałów


...czasem woreczki robię też na drutach lub szydełku.

Oklejanie pudełek drewnianych i tekturowych też się sprawdza


Czarny drewniany walec po jakimś trunku zmienił się w jasne opakowanie, które jeszcze czeka na prezent w środku


a to pudełko po perfumach, które w środku były zabezpieczone zielonymi tekturkami. Wycięłam z nich różne kształty, żeby tą piękną surową tekturę zakleić w miejscach, gdzie były napisy.

Na koniec "kamienna wizytówka" zamiast kartonika z imieniem.



Ciągle pada. Jest zimno i wieje. W moim przypadku taka pogoda sprzyja różnorakiej twórczości, jeśli oczywiście nie mam na głowie innych pilnych spraw. Może to dziwne,ale lubię taką pogodę - taką trochę jesienną. Czuję się w taką pogodę bezpieczna -w domu oczywiście. Brakuje mi wprawdzie słońca, spacerów, ale po tak okrutnie zapracowanych ostatnich tygodniach paradoksalnie cieszę się, że mogę odpocząć w domu pod kocem wymieniając książkę ze szydełkiem. Dziś odpoczywam po owocnej Nocy Muzeów. Jutro upragniony wolny dzień. Planuję małe (mam nadzieję;) zakupy w sklepie dla plastyków i sklepiku z elementami do biżuterii. PO drodze na pewno znajdzie się kilka "szmateksów" ;)

Dużo twórczych inspiracji i kreatywnych poczynań, którym deszczowa pogoda sprzyja!


niedziela, 9 maja 2010

Małe kolekcje mimochodem i inne cudaki

Dziś o małych kolekcjach, które powstały całkowicie przez przypadek. Tak jest na przykład z naszym zbiorem wszelakich kamieni i moimi morskimi drewienkami. Po prostu były przywożone z różnych miejsc, w różnym czasie, ale nigdy z myślą celowości tworzenia z nich jakiegoś zbioru. Dopiero całkiem niedawno jak powsadzałam je do szklanych naczyń okazało się, że tworzą ciekawy zbiór - i mam nadzieję, że jak znajdę chwilę czasu na zrobienie zdjęć w odpowiednim świetle to ów zbiór zostanie dumnie zaprezentowany. Ale dziś o innej małej kolekcji powstałej mimochodem. Dość dziwnej.... więc musi być wstęp (mój tata jak coś opowiadam zawsze mówi:"A wstęp już skończyłaś?!")

Tak więc - moje wizyty w tzw. szmateksach zaczynam zawsze od przejrzenia półek i koszy z książkami, różnymi rzeczami ceramicznymi, ozdobami, firankami, obrusami..... Tam można znaleźć niesamowite skarby.
Wspomnę tylko o ręcznie robionym kubku ze Szwecji (4zł), tudzież zestawie innych kubków (4 szt, każdy po 1 zł)


drewnianym lustrze na komodę (5zł),


indyjskim ręcznie rzeźbionym pudełku (2zł) i bransoletkach m.in. z kryształów górskich (po 1 zł),


notesie i albumie na zdjęcia (6 zł komplet)
pięknie wydanej historii Indii po angielsku (2zł), norweskich książkach z lat '50 (1,5zł), lnianych obrusach(6-10 zł), torbach i innych niezwykłych rzeczach.

Koniec wstępu. Tam w tych skrzyniach znajduję często lniane ściereczki w szalonych cenach od 1-3 zł. Kupowałam te z nadrukami przedstawiającymi różne budynki, kwiaty, albo kalendarze. Motywem zakupu prawie zawsze był jednak materiał - mocny, absolutnie niezawodny len, który rzeczywiście wyciera naczynia, wchłania wodę - po prostu spełnia te funkcje, którymi ściereczka powinna się cieszyć. Przy okazji robienia porządków okazało się, że z moich lnianych i bawełnianych ścierek zrobiła się funkcjonalna kolekcja. Mimochodem....


Ściereczki z motywami architektoniczno - zabytkowymi z Anglii i Irlandii


Ściereczki z przewodnikiem po serwowaniu win, z motywem australijskich kwiatów oraz moja ulubiona - jedyna, której nie używam w celach kuchennych (czeka na oprawienie w ramkę) - szwedzki kalendarz z 1982 roku z zielnikiem.

Wypadałoby też w końcu pokazać coś hendmejdowego.
Z majowego weekendu przywiozłam niezwykle giętkie gałązki z połamanych zimą brzóz na Jurze Krakowsko - Częstochowskiej. Powstał więc wianek do jadalni, na którym zasiadł grający anioł. Anioł przyleciał do nas z "Leśnej" w pierwszą rocznicę ślubu (dziękujemy!), więc teraz będzie pilnować, czy nie podnosimy na siebie głosu przy stole ;)






Wianek zawisł nad drewnianą skrzynią, która spełnia rolę siedziska - ławy, do której kupiłam poduszki pod plecy, poduszki czekają tylko na zainstalowanie. Na co dzień ławo-skrzynia staje się podręczną komodą. Skrzynię odnowiłam w zeszłym roku, jak nie mieliśmy gotowej jeszcze jadalni i kuchni. Teraz wydaje mi się, że powinnam tą przecieraną biel trochę ocieplić. Kiedyś skrzynia była przede wszystkim komodą i wyglądała tak:



Do kompletu mamy jeszcze wyższą komodę z szufladą i parą drzwiczek. Niestety chroniczny brak czasu nie daje szans na jej odnowienie.

Ten dłuższy post jest chyba usprawiedliwieniem - bo nie zaglądam tu często. Radośnie zamykam nim weekend. Pozdrowienia!

p.s. nie zapomnijcie o nadchodzącej Nocy Muzeów!!!


wtorek, 4 maja 2010

A dlaczego nie!? Podaj dalej!

Pierwsza zabawa. trzeba jakoś umilić te dni ciężkie od deszczu i przemyśleń. W głowie kiełkują mi myśli i fotografie, które może tu za jakiś czas zaowocują, ale potrzebny mi jest na to spokojny czas, a przynajmniej jego kawałek. Ale ta zabawa jest tym co tak bardzo lubię (chociaż to podobno czasem świadczy o braku pokory) - OBDAROWYWANIEM! więc mimo małego stażu, doświadczenia i co gorsza braku regularności w blogowym światku zapraszam na oczekiwanie ode mnie niespodzianek! zasady zabawy zapożyczyłam od Pat ze Srebrnego Gaju jednocześnie zapraszając do tego miłego miejsca:)

1. Musisz posiadać własnego bloga.

2. Pierwsze trzy osoby, które umieszczą pod tym wpisem komentarz, w którym zgłoszą chęć wzięcia udziału w zabawie, otrzymają ode mnie, mały ręcznie robiony upominek, który wyślę w ciągu 365 dni.

3. Ty organizujesz taką samą zabawę u siebie i dajesz szansę kolejnym trzem osobom na prezent od ciebie.

4. Każdy Blogowicz może 3 razy uczestniczyć w takiej zabawie.

Pozdrawiam serdecznie z deszczowego Śląska!