niedziela, 25 kwietnia 2010

Trudny powrót....

Jakoś trudno mi wrócić do blogowego świata....ale tego rzeczywistego hendmejdowego też. 10 kwietnia wyłączył na chwilę zachwyt drobiazgami - małymi rzeczami, o których tu piszę, a które dają mi wielką radość. Niezależnie od moich poglądów i przekonań, czasem nawet wbrew mojej woli, ten czas zmusił do myślenia. Ten duszny od przemyśleń czas trochę chyba nas spowolnił, uspokoił, zatrzymał. Ale u mnie w pracy to były dni nad wyraz zabiegane, nerwowe, i ogólnie rzecz biorąc nieprzyjemne (nie z powodu tragedii w Smoleńsku, aczkolwiek też owocne w przemyślenia i powolnie dojrzewające decyzje). Więc tym bardziej trudno mi było zaglądać na blogi, nie mówiąc już o nowych postach. Ale zaczynam się zbierać i wracać do małych codziennych zachwytów i przyjemności - z założenia ten blog miał być tylko o materialnych RZECZACH, które umilają mi życie - ważniejsze są dla mnie te, których nie można dotknąć, tylko można je przeżyć, poczuć i doświadczyć. Ale nie ukrywajmy, że drobiazgi z materii dopełniają nasze życie, szczególnie wtedy, gdy kryje się za nimi jakaś historia, uczucie, wspomnienie...

Więc teraz niewielka prezentacja drobnostek - przyjemnostek:


Moja (póki co:) bardzo niewielka kolekcja latarni morskich ("Zbierasz coś?" "Tak, latarnie morskie" - nieźle to brzmi, co!:) powiększyła się o piękną ceramiczną latarnię, którą wraz z tym białym drewnianych pudełkiem przywiozła mi z Gdyni moja Ania.


No i jak tu nie zachwycać się pudełkami.... Mam jeszcze jedno do pokazania w zanadrzu, ale to za jakiś czas.

Z różnych wyjazdów prawie zawsze przywożę jakieś kamienie, albo drewienka - najbardziej lubię te wyszlifowane przez wodę - kamienie z rzek, a drewna z morza. Ale potrafiłam też wieźć kawałek korzenia z Norwegii, który uważam, za najpiękniejszą rzeźbę / figurę w naszym mieszkaniu. Tę kolekcję też muszę tu pokazać. Wczoraj tata wrócił z wyjazdu ekologicznego do Świętokrzyskiego Parku Narodowego i przywiózł nam właśnie kilka niezwykłych kamieni. Te dwa poniżej ustawiłam już na oknie, bo .... zresztą zobaczcie:


witrażownik mógłby czerpać z tej formy wiele inspiracji


a ten agat -nie wiem czemu- przypomina mi Wielki Kanion , mimo że nigdy tam nie byłam - potęga Natury.

Na koniec o moich słabościach... Już się obnażyłam, że moją ogromną słabością są książki....



ale mam też taką typową babską słabość....torebki....i upolowałam niedawno taką wiosenną, radosną na przekór wszystkiemu torebkę! Zachwyt natychmiastowy! Dopiero później włączyło się logiczne myślenie;) - do czego ona będzie pasować?ale towarzyszyła mi przez prawie cały słoneczny weekend, na pewno nie ostatni!



Póki co to tyle. Mimo, że różnymi drogami dotarły do nas jeszcze inne cudaki, które są warte prezentacji, ale jeszcze przyjdzie na to czas. Na razie chba rzeczywiście zacznę się szykować do zaprezentowania kolekcji kamoli i morskich skarbów.

Acha - najważniejsze - mamy już bilety do Norwegii na sierpień - dwa tygodnie we wstępnych planach na zachodnim wybrzeżu! Dostaliśmy już od moich rodziców tzn. od Zajączka :) specjalne koszulki - mój mąż z wikingiem (trochę jakby miał swoje zdjęcie na koszulce:), a ja z łosiem.